Sunday, August 12, 2012


Zmarła Agnieszka. Nagle. Niespodziewanie. Mając tylko 62 lata. 
    Nie pamiętam naszego poznania. Zdarzyło się ono, gdy obie byłyśmy w wieku, kiedy jeszcze niczego nie zapamiętuje się, w każdym razie na długo. Drugi raz zetknęłyśmy się ze sobą, gdy Agnieszka miała sześć i pół roku, ja - pięć. Tego spotkania oczywiście też nie pamiętam, za to w mojej pamięci utrwaliło się wiele scen z późniejszych wspólnych zabaw, wizyt.  Zapamiętałam, na przykład, teatr na werandzie, w którym przedstawialiśmy "Wojnę trojańską" według przekazanego nam ustnie i skrótowo scenariusza Agnieszki i z nią w roli pięknej Heleny. (Jaś grał Parysa, ja - nic z tej historii nie rozumiejąc - zazdrosnego Menelaosa.) Agnieszka była niewiele starsza ode mnie, za to znacznie bardziej dojrzała, więc obserwowałam ją bacznie, trochę tak, jak młodsza siostra obserwuje starszą. Być może ją naśladowałam. Z pewnością czytałam książki, które ona czytała. W naszym miasteczku istniał zaledwie jeden sklepik sprzedający książki. Mgliście pamiętam schodki, wnętrze, panią za wysoką ladą,  ale wydaje mi się, że wyraźnie pamiętam zapach tam panujący - ów tajemniczy zapach nowych książek. Z jakiegoś niejasnego powodu utrwaliła mi się w pamięci wizyta z Agnieszką w tym sklepiku. I powód tej wizyty. We wczesnych latach sześćdziesiątych zaczęto wznawiać w Polsce książki o Mary Poppins, noszącej  nadane jej jeszcze przed wojną, przez Irenę Tuwim, imię Agnieszka. Tamtego zimowego dnia - czy były to urodziny Agnieszki? - odwiedziłyśmy sklepik, żeby się dowiedzieć, czy przyszła już  książka "Agnieszka wraca". Czemu zapamiętałam tę scenę i to tak dokładnie - czy dlatego, że Agnieszka i Agnieszka? Czy może zrobił na mnie wrażenie fakt, że Agnieszka wiedziała coś o książce, o której istnieniu ja nie miałam pojęcia? W życiu dzieci, jakimi wtedy byliśmy, wszystko się dopiero zaczyna i jeszcze nic definitywnie nie kończy. Również w książkach, które czytają. Agnieszka-Mary Poppins, owszem, odchodziła, znikała, co napawało dzieci Banks głębokim smutkiem, który my, czytelnicy, z nimi dzieliliśmy, ale i one, i my źyliśmy nadzieją, że ona wróci w następnym tomie, bo w pożegnalnym liście napisała "Au revoir", zamiast "Adieu".
   Od czasu zapamiętanej przeze mnie wizyty w sklepiku z książkami upłynęło więcej niż pół wieku. Wraz ze swymi rówieśnikami doszłam do etapu życia, w którym prawie nic już się nie zaczyna, za to wiele spraw definitywnie się kończy. Odchodzą bliskie nam osoby. Niestety nie tak, jak książkowa Agnieszka - by powrócić w następnym tomie. Ta historia nie będzie mieć dalszego ciągu. Adieu, Agnieszko. 

Mój cioteczny pradziadek  Kazimierz Juniewicz